kliniczna 04
 

"Jak zamykali część zakładów nie czułem się za dobrze, bo bez pracy to gdzie, co mam robić? Kraść czy co? Było nieprzyjemnie. Jeszcze jak człowiek młody to nie ma sprawy i jak się ma jakiś fach to zawsze się znajdzie, jeżeli chce, ale w starszym wieku to trzeba wytrwać".*

Kto jeszcze pamięta o tym, że na terenach Stoczni Gdańskiej realizował się wielki mit ludzkiej solidarności i współpracy ponad barierami i konfliktami - współpracy nie krępowanej przez różnice pokoleniowe, wyznaniowe czy światopoglądowe? Idea solidarności rozpływa się w codziennej pogoni za pieniądzem, a międzyludzka współpraca szybko zmienia się w konkurencję.

To, czym była kiedyś Stocznia Gdańska, atmosferę międzyludzkiej więzi, bliskości
i poczucie społecznej misji, chcą przypomnieć młodzi artyści skupieni wokół projektu "Stocznia - spojrzenie z zewnątrz". "Chcielibyśmy, by nasz projekt przypomniał, że żyjemy w wyjątkowym miejscu, że na porzuconych i zarośniętych pozostałościach stoczni nadal tli się tamten czas i że nadal inspiruje tak do społecznych, jak i artystycznych poszukiwań", czytamy na stronie internetowej przedsięwzięcia. Stocznia Gdańska, pełna znaczeń, nasycona atmosferą walki, żywa historia naszych czasów oraz obecny martwy wygląd tych terenów stanowi dla młodych artystów źródło inspiracji. 12 osób, z Polski i zza granicy, tworzy na terenie Stoczni Gdańskiej rysunki, zdjęcia, filmy, instalacje oraz wywiady ze stoczniowcami, które stanowiły namacalny wyraz ich konfrontacji z tym historycznym, monumentalnym miejscem, jakim jest Stocznia Gdańska.

Jedną z organizatorek i uczestniczek pleneru jest gdańska artystka Iwona Zając. Jej praca, powstała podczas tegorocznego Festiwalu Malarstwa Ściennego Kliniczna, doskonale wpisuje się również w charakter projektu "Stocznia - spojrzenie
z zewnątrz". Monumentalne (250 metrów kwadratowych) murales to zapis jej rozmów
z pracownikami Stoczni Gdańskiej. O życiu, o pracy, o marzeniach, o niespełnionych planach. Bez sponsora, z pomocą przyjaciół i młodych ludzi, dla których na co dzień prowadzi zajęcia plastyczne w Integracyjnym Klubie "Winda" Iwona tworzy (zakończenie projektu 19 września) subiektywny zapis historii, kreowanej przez anonimowych ludzi. Słowo solidarność stało się ostatnio w pewien sposób niemodne. Jest nadużywane, budzi podejrzliwość i nieufność. Stocznia Gdańska, nierozerwalnie złączona z etosem "Solidarności" to paradoks w historii Polski.

Rozmowy ze stoczniowcami, spisane, odwzorowane na matrycy, odbijanej na jaskrawym, błękitnym tle przystoczniowego muru to konsensus tradycji i nowoczesności - historia sprzed ćwierć wieku w awangardowej formie przekazu. Język monologów, niepoprawiany i nieautoryzowany jest żywy, potoczysty - proste słowa mocno odcinają się na błękicie ściany. Nie krzyczą, mówią, opowiadają historię.
Jestem związany z tym miejscem, tyle lat tu pracuję, że ciężko mi było znaleźć coś nowego, odnaleźć się w nowej pracy. Jak przejdę na emeryturę, to będę odwiedzać stocznie, będę tu przyjeżdżać. Zapomniałem o swoich marzeniach. Człowiek idzie tam, gdzie są pieniądze. W życiu nie zawsze wychodzi, tak jak się chce. Chciałem dom postawić, a w czasie wolnym lubiłem w piłkę pograć, muzyki posłuchać, poopalać się na słoneczku. Tyle pracy było włożone w to miejsce, tylu ludzi tu pracowało. Sam nie wiem, jakie to uczucie.

Inspiracją dla Iwony były doświadczenia angielskiej artystki, dla której przestrzenią artystyczną stał mur okalający stocznię w Bristolu. Artystka poprosiła mieszkańców miasta, żeby podzielili się z nią historiami, które wydarzyły się właśnie przy tym murze, a które odmieniły ich życie - ktoś złamał nogę, zgubił portfel, ktoś się zakochał - wszystko było ważne. Te przeżycia stały się kanwą artystycznej opowieści. Gdańską, stoczniową opowieść można poznać odwiedzając gdańską ulicę Jana z Kolna. Na brzydkiej arterii, okolonej z jednej strony przez postoczniowe domy robotnicze, z drugiej przez hałas kolejki SKM, wykwita odbiciem historii ludzi, którzy przepracowali w Stoczni większość życia. Odcinając się od patosu i wielkich słów, Iwona nie odmawia Stoczni prawa do bycia jednym z najważniejszych miejsc w historii Polski - Ludzie odczuwają to miejsce bardzo osobiście - stwierdza artystka - Nie da się przejść tego miejsca bez emocji. Uczucia wpisane są w ten krajobraz. Ono poraża swoim ogromem, poraża swoim rozpadem, ciszą w jednych miejscach, a na przykład hałasem na K2 , na terenie na którym nadal toczy się życie w stoczni. To wielki, kolosalny paradoks.

Kiedy widzę, jak wodują statek, to jestem dumny, że przyczyniłem się do jego powstania. Czuje, ze w nim jest część mojej pracy. Związałem się z tą pracą. Muszę tu być do końca, choć zdrowie nie dopisuje i nie raz mam dość.

- Ci ludzie przepracowali w Stoczni czasami całe życie i naprawdę zżyli się z tym miejscem - podkreśla Iwona Zając - Nasze pokolenie nie ma już do tego prawa. Żyjemy ze świadomością, że lepiej się nie przyzwyczajać do jednego miejsca, bo nie wiadomo, co będzie jutro. Musimy być elastyczni, kreatywnie dopasowywać się do nowych sytuacji. Nie mamy pewności, że wkładając w pracę energię i osobowość nie zostaniemy za chwilę zwolnieni.

Bogdan Lis, prezes fundacji Centrum Solidarności, w wywiadzie z okazji rocznicy wydarzeń sierpniowych wypowiada się o etosie solidarnościowym i stwierdza, że dziś pozostaje on już na kartach podręczników historii - Żyjemy w innych czasach i nie da się na dzień dzisiejszy przełożyć tego wszystkiego, co składało się na etos solidarności. To jest już historia i jako taką należy ją pamiętać. Jednak należy również etos ten pokazywać. Szczególnie wtedy, kiedy brakuje nam wzniosłych idei. Powinniśmy pokazywać ten etos jako przykład godny naśladowania (rozmowa z Jackiem Grąziewiczem, "Głos Wybrzeża" 13.08.2004)
- Solidarność, etos? Te słowa, zbyt często powtarzane, zmieniają się w formułkę
i zaczynają się te nasze obrzędy, obchody, wieńce - stwierdza Iwona Zając - Nie chcę uprawiać martyrologii, nie chcę mówić o etosie, ja chcę mówić o człowieku. Wszystko zaczyna się od jednostki, indywidualnego człowieka, który ma swoje lęki, potrzeby, marzenia. Każdy człowiek to fascynująca historia. Ja miałam to szczęście, że ktoś chciał się ze mną podzielić swoją. Wiele mówi się o społeczno-politycznym wymiarze przemian w naszym kraju, ale mało kto poważnie zastanawia się nad metamorfozami polskich sumień, kondycją jednostki.

W sumie to mam szczęście, bo za młodu, kiedy jeszcze na statku robiłem, wchodziłem po drabince na dole maszynowni, deska z rusztowania spadła z góry z samego komina, o tak i po plecach przejechała. Żebym był jeden stopień niżej, to by mi ramię obcięło.

Iwona podkreśla, że niesamowita jest świadomość, że każdy z tych ludzi czuł się na swój sposób elementem wielkiej całości. Każdy wykonywał swoja pracę i z tego powstawało coś wielkiego. Statek, który potem wodowano i który wypływał w świat
- Wywalczyli sobie wolność, która odebrała im byt. Kiedy to się zaczynało oni nie byli bohaterami, nie czuli się ułanami na koniu. Po prostu chcieli pracować.

W 1962 roku rozpocząłem pracą w Stoczni. Miałem 14 lat. Nie myślałem, ze na tak długo tu zostanę. To miała być przygoda za młodu. Skończyłem zawodówkę, jeszcze bym może nie pracował, ale zdałem do technikum wieczorowego i chciałem je skończyć
i tak zostałem. Wojsko, ożeniłem się, potem dzieci. I dalej już nie można szukać, jak się znalazło swoje miejsce. Przez tyle lat widziałem, jak ludzie przychodzą, odchodzą, a człowiek zostaje cały czas ten sam. 35 lat pracowałem bezpośrednio na statku, później coś miałem ze sercem i mnie zdjęli. Tutaj na hali pracuje siedem lat...

- Jak zniszczą? Wymalują taga na czystym tle, albo sprejem napiszą "Kocham Stefana"? Trudno. Taka dola galerii ulicznych - mówi autorka pracy - ważne, że ktoś się zatrzyma, zerknie, wzruszy się, zastanowi. Najważniejsze są emocje.

Ulica Jana z Kolna, środa, 10.30. Dwaj młodzi dżentelmeni w dresach zatrzymują się zafascynowani kolorem ścian - Ty, no zajebisty ten kolorek, jak audica Darka, co nie? A ty kumasz, tu o co chodzi, te napisy, że co? Jakieś wybory? - Panowie poprawiają nylonowe dresy, idą dalej.

Spisane będą czyny i rozmowy.

* tekst kursywą to fragmenty historii opowiedzianych przez stoczniowców, będące częścią muralesu "Stocznia" powstającego w ramach Festiwalu Malarstwa Ściennego

teskt pochodzi z trybuny ludu, autorką jest ola

Murales - Węzeł Kliniczna - w oczekiwaniu na Banksy`go możecie zobaczyć prace, które już powstały
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20
21 22 23
poniżej tekst oraz prace Iwony Zając

  kliniczny zając
 


Od ponad dwóch lat mam pracownię na terenie stoczni (jestem rezydentką Koloni Artystów). Stocznia jest dla mnie miejscem ważnym. Nieodmiennie poruszającym,
co można zauważyć w moich pracach. Pod jej wpływem i na jej terenie zorganizowałam szereg plenerów oraz warsztatów tematycznie ze stocznią związanych ( www.konfrontacje.bzzz.net, www.karandasz.bzzz.net ). Od ponad dwóch lat biorę udział w Festiwalu Malarstwa Ściennego. Festiwal ten umożliwił mi wyjście z moja sztuką w przestrzeń miejską. W tym roku chcę wykonać duże murales (250 m kwadratowych) poświęcone stoczniowcom i stoczni. Będzie to mój hołd złożony tym ludziom i temu miejscu.
Inspiracją do zrobienia muralesu była dla mnie praca Anny Oliwier, artystki
z Brystolu. Na jej stronie internetowej ( www.annao.pwp.blueyonder.co.uk ) przeczytałam o projekcie powstającym wzdłuż doków Bristolu - "Artyści na rzecz dialogu". Praca Anny Oliwier składa się z opowieści ludzi o wydarzeniach, które wpłynęły na ich życie, a które miały miejsce w okolicach doków. Historie te zostały wyklejone na dużym murze otaczającym stocznie. Zaintrygował mnie w tej pracy kontrast pomiędzy przytłaczającym swym ogromem zakładem, a intymnym, opartym na człowieku wspomnieniu. Pomyślałam, że dokładnie ten sam rodzaj emocji mam w zasięgu ręki, że często słyszę historie ludzi pracujących na terenie stoczni, w których mówią o niej jak o matce (" jestem dzieckiem stoczni, tu zacząłem pracę
i tu zostanę na dobre i na złe..." ).

W ich wspomnieniach pobrzmiewa smutek i rezygnacja z powodu upadku zakładu,
ale i duma, że pracują w miejscu nierozerwalnie związanym z historią Polski,
i w którym działy się rzeczy wielkie.
Wraz z grupą przyjaciół (hc stocznia) zebrałam te wspomnienia, wydrukowałam
i wycięłam szablony, by później w czasie trwania Festiwalu Malarstwa Ściennego razem z fragmentami stoczni, które namaluje umieścić je na murze okalającym stocznie.

iwona zając