szpachlą w billboard

wylazło: 18.02.08.

gazeta stołeczna wyłapała doklejkę na jednym z bilbordów pozdrawiających nas gołą pupą. zdecydowanie popieramy działania na tych nośnikach i jednakowoż ubolewamy nad tym, że nasz rodzimy adbusting przejawia się tylko w sytuacjach gdy urażone czują się konretne środowiska - czy to kobiety, czy organizacje parareligijne czy polityczne. dochodzi do takich kuriozalnych sytuacji jak ta z okładką książki "czarownica z portobello" Paolo Coehlo, kiedy to wydawca pod wpływem nacisków sam sie zadbustował. tak czy inaczej o przestrzeń publiczną dbać należy i odzyskiwanie jej dla społeczeństwa winno nabrać większego rozmachu. takie przejawy zniechęcenia rozpanoszeniem się sprzedawców różnego towaru są zdecydowanie dobrym krokiem. może za tym przykładem niech pójdą też ci którym wielkoformatówki świecą po oczach, o czym też w dzisiejszej gw.

otacza nas setki tysięcy audio-wizualnych pryszczy - billboardy, citylighty i cały "oficjalnie" atakujący nas outdoor - reklamy o różnej powierzchni i sposobie wykonania - wyklejana blacha, nasiąknięte deszczem płyty paździerzowe przypomniające nam czarnym sprayem o tym, że tuż za rogiem można sprzedać trochę palet - betonowe płoty pokryte malunkami zniechęcającymi nas do jakichkolwiek zakupów. perfidia reklamodawców sięga szczytów fantazji np. pewnien producent wody pitnej, którą kiedyś promowała swym pieprzykiem pewna modelka, teraz wynajmuje miejsca na parkingach przy ruchliwych arteriach stolicy i stawia tam oklejone swoim logiem przyczepy. terror dźwiękiem to kolejny sposób na przypomnienie nam, że sami nie potrafimy podejmować decyzji - tu przykładem jest pewna restauracja, która wygrywa nam przy pomocy koszmarnych lalek w czerwonej furgonetce klasyczne przyśpiewki wódczane. jeżdżące za taksówkami chóry radzieckie czy "we learn deutsch" nikogo już nie dziwią. nam ból sprawiąją również szablony w młodzieżowym stylu reklamujące jakąś kolorową telewiżję czy słodkie smakołyki [z tego co wiem to miejscowi graficiarze chętnie biorą takie fuchy zapominając trochę o swojej antysystemowej misji].

najciekawsze jest też to, że pierwsze skrzypce w tej walce z wiatrakami wydaje się grać przytaczana tu gw, która nie ma w tym żadnego interesu ponieważ należy do tej samej grupy kapitałowej co właściciel dużej ilości wielkoformatowej powierzchni reklamowej w warszawie - ams. z resztą to jest poprostu nośny temat, sama gazeta wiele nie może zrobić w tym kierunku. potrzeba dobrej ustawy o estetyce miasta, potrzeba nam grup z pomysłami i dobrego adbustingu a nie takiego od wielkiego dzwona.

więcej o walce z terrorem ams'u, stroera i innych tu i tu

v6


jeżeli organizujesz bądź wiesz coś na temat działań nas intersujących, podziel się tym, nie bądź selfisz.