|
_02.04_tędy/tamtędy [wykłady] |
ciekawym dopełnieniem wykładów była żywa wymiana poglądów wśród uczestników. czy street art powinien być dokumentowany, czy może jego siła tkwi w efemeryczności, w ciągłej zmianie? jak się odnieść do kampanii reklamowych wykorzystujących dokonania streetartowców (np. heyah). czy jest to zaprzedanie ideałów, czy może poprzez takie akcje ma się możliwość dotarcia z własną sztuką do szerszego grona odbiorców? czy zaprzedanie się komercji jest jedynie środkiem do celu? a także problem legal/nielegal. jeżeli chodzi o wykłady to adam-x zaproponował nam street art z wielu punktów widzenia: z perspektywy historii kultury, psychologii głębi, w kontekście antropologicznym. według tego, co nam przedstawił sztuką w czystej postaci jest to, co twórca robi bez żadnych konkretnych powodów, czy celów użytkowych. tylko sztuka dla sztuki robiona dla siebie. sztuka w swojej czystej formie nie należy do kultury - najlepsza była na etapie przedkulturowym. jeżeli sztuka staje się przedmiotem jakiś ocen, inspiracji, to pojawia się kultura, która zamienia sztukę w kicz (np. gdy ludy pierwotne zaczynają wytwarzać coś w celach handlowych, lub będący dźwignią handlu nikifor). tylko nie bardzo pasuje mi stwierdzenie, że graffiti, jako należące do 'czystej sztuki' jest pozbawione kontekstu zewnętrznego, nie poddaje się dyskursowi, ocenie, ani nie jest obiektem inspiracji. sądzę, że jest wręcz przeciwnie, wychodzisz na ulicę i malujesz, vlepiasz etc, po to, aby inni to widzieli, skomentowali. robienie graffiti "do szuflady" mija się z celem. to, że na ogół nie jest eksponowane w galeriach nie świadczy o tym, że jest tworzone tylko z czystej potrzeby, dla samego procesu tworzenia. z tej teorii wynika, że graffiti nie jest przejawem kontrkultury, lecz czymś, co znajduje się zupełnie na innym poziomie percepcji, w innym dyskursie - nie wpisując się w schemat ani kulturowy, ani kontrkulturowy. teoria zarazem ciekawa, jak i kontrowersyjna. w trakcie raptem 25-minutowego wykładu trudno jest wyłożyć tak złożony problem jaki zaproponował adam-x. gdyby poświęcił nam więcej czasu, to może uwierzyłabym, że graffiti było oczyszczonym z kultury archetypem. ale niestety, w tak krótkim czasie i przy tak wielu wątkach nie udało mu się tego sprzedać. marika zamojska zaprezentowała nam działalność internetowej outsiders gallery, która opiera się na organizowaniu i dokumentowaniu akcji odbywających się w kontekście miejskim. za pomocą pieczarek-muchomorków, krecików i dżdżownic twórcy chcą podkopać system miejski. fauna i flora, czyli odwołania do natury, mają być tymi ukrytymi siłami wobec potęgi miasta. marika poruszyła także wątek antyinstytucjonalny, krytyczny. odwołując się do awangardy lat '70 opisała street art jako sztukę bez pośredników, gdzie liczy się ulotność akcji, a dokumentacja jest nawet ważniejsza od samej akcji. podkreśliła tym samym kontrę outsiders gallery wobec oficjalnego obiegu sztuki. pojawiła się także refleksja na temat tego, ku czemu zmierza street art. z jednej strony jest jego instytucjonalizacja, a z drugiej (co gorsze) wchłonięcie przez rynek, sferę komercyjną i kulturę masową. końcowym postulatem było to, aby street art wypracował sobie taką pozycję, żeby być równorzędnym i równoległym do oficjalnej sztuki. szkoda, że na konferencji nie pojawiła się osobiście asia grochocka. odczyt jej wykładu pt. "street art jako forma odzyskiwania przestrzeni symbolicznej miasta" wywołał liczne dyskusje i polemiki. z pewnością jej obecność jeszcze bardziej ożywiłaby (i wydłużyła!) debatę w niezbyt długim (pewnie ze względu na brak możliwości dopowiadania na bieżąco), ale ciekawym wywodzie widoczne były nawiązania do naomi klein. główną tematyką było przejmowanie przestrzeni publicznej przez sferę prywatną i komercyjną (rynek), i jak street art może temu się sprzeciwiać. jak przełamać ten proces i odzyskać wpływ na przestrzeń miasta. inicjatywy oddolne, prowokacje kulturowe, adbusting, subvertising, reclaim the streets, szkoda tylko, że to wszystko na zachodnim podwórku. czyżby nasze polskie społeczeństwo nie bardzo mogło się pochwalić tego typu akcjami? może nad tym warto byłoby się zastanowić przy kolejnej sposobności. tego mi zabrakło. może następnym razem. ripostą, a zarazem kontynuacją wątku był wykład patryka poślednika ("streetart vs. branded new world"). pełną interesujących wątków i nawiązań wypowiedź, z wyrafinowanymi wstawkami w power poincie J zaczął od problemu przestrzeni publicznej. jest ona dla niego terenem wojny, w której można realizować graffiti. jednak patryk w odróżnieniu od poprzedniczki zauważył, że nie chodzi tutaj o proces odzyskiwania tej przestrzeni na nowo. sfera publiczna jest otwarta. nie trzeba jej nikomu wydzierać, bo ona jest wokół nas i zależy od nas, my ją tworzymy. tu wyszło na jaw jego filozoficzne wykształcenie i typowe problemy definicyjne. potraktował on przestrzeń publiczną jako filozoficzny byt. biorąc pod uwagę ontologiczne konsekwencje własności zauważył, że gdyby przestrzeń publiczna rzeczywiście była zabierana przez sferę prywatną np. poprzez postawienie billboardu, to nie mogłaby być zmieniana przez innych. a przecież możliwe są akcje typu np. adbusting. to, że są nielegalne i mogą podlegać sankcjom, to już jest sprawa wtórna. ciekawe było tu spostrzeżenie, że streetartowcy czy grafficiarze nie postrzegają przestrzeni jako własności różnych osób. to bardzo ułatwia im sprawę. interesującą analogię wysnuł dotyczącą graffiti i kaligrafii (podobnie jak adam-x). odwołując się do modelu filozofii wschodu udowadniał, że w obydwu tych formach piśmienniczych mamy do czynienia z podobnymi doznaniami, szacunkiem do pisma, ważnością aktu pisania, dochodzenia do doskonałości. w graffiti, podobnie jak w kaligrafii nie liczy się sam wytwór, ale proces jego powstawania, chociaż w tym pierwszym przypadku ważna jest też istota oznaczania terenu. istotna jest interakcja z przestrzenią, mocne wpisanie w kontekst w którym powstają, dostosowanie się do płaszczyzny by opanować przestrzeń, skupienie się na literze (gł. tagi) i opanowanie narzędzia. dalszą zęścią wykładu było zbadanie relacji na linii street art - graffiti. jakie elementy są dla nich wspólne? przede wszystkim mają na celu atak na przestrzeń publiczną i próbę zawłaszczenia jej dla siebie. jednak o ile graffiti myśli przede wszystkim znakiem jako literą, to w street arcie przechodzimy do obrazu, liczy się wizualność (icon). co je odróżnia, to to, że w graffiti wpisana jest subkulturowość, elitaryzm, jeżeli chodzi o znaczenie, nie każdy mógł odczytać co autor chciał przedstawić. w street arcie natomiast następuje maksymalne otwarcie na rozumienie, każdy przechodzień jest w stanie złapać przekaz, street art posługuje się zrozumiałymi kodami kulturowymi. mamy do czynienia ze zmianą punktu skupienia z aktu twórczego na efekt. jednak jak podkreślił patryk przejście między tymi zjawiskami jest płynne, nie podlega jednoznacznym definicjom. patryk poruszył także wątek walki street artu z obrandowywaniem świata. te dwa światy nie tylko wiele dzieli, ale i coś łączy. co ma wspólnego marka ze street artem? według niego jedno i drugie posługuje się symbolem, buduje tożsamość. zarówno w marketingu, jak i w street arcie mamy do czynienia z tzw. zabiegiem rozszerzania marki (używanie znanej nazwy/symbolu w odniesieniu do produktów z innej kategorii). ponadto marka realizuje się w przestrzeni publicznej, to tu odbywa się przekaz informacji. podobnie jest w przypadku street artu. to właśnie wypowiedź patryka wywołała najżywszą dyskusję nawołującą do działań. co jakiś czas z sali dobiegał głos: ".może po prostu jesteśmy kiepscy?". "może nasza marka 'street art' nie do końca dobrze się miewa?". dochodziły głosy, aby przeprowadzić coś w rodzaju zmasowanego ataku: sprytnie dobierzmy komunikat. zróbmy coś, żeby np. ludzie na zachodzie mieli o czym mówić na konferencjach takich jak ta. zróbmy. killbee |
|
vlep[v]net 2003-2006 |